środa, 13 marca 2013

Marrakesh on tour

Pierwszy dzień w Marokańskiej stolicy zaczynamy nieśpiesznie i w dobrych humorach. Wstajemy w sam raz na śniadanie. Sok pomarańczowy, mała kawa i rogalik z dżemem stawiają nas szybko na nogi. Jako że w hostelu w którym się zatrzymaliśmy nie było wolnego miejsca, by zostać na następne dni, po śniadaniu wyruszyliśmy w miasto w celu znalezienia nowego lokum. Poszukiwania nie trwają długo i już po chwili znajdujemy całkiem przyjemny i tani hotelik na Riad Zitoum Lakdim, w samym centrum Medyny. Już na wejściu prócz wesołego właściciela, wita nas największy karaluch jakiego widziałem w życiu. Jako że nie należymy do ludzi którzy potrzebują pięciogwiazdkowych luksusów, i takie stworzonka nam nie straszne, kwitujemy to uśmiechem i karaluch zostaje ochrzczony mianem "słodziaszka". Po prezentacji dostępnych pokoi wybieramy jeden wspólny pięcioosobowy, pakujemy do środka nasze graty i nie tracąc czasu wyruszamy na podbój miasta.
Pierwszy cel na dziś...idziemy szukać duszy tego miasta. Jako oczywisty cel obieramy meczet Al-Kutubijja. Ten najstarszy i najwspanialszy meczet Maroka i Afryki jest chyba najważniejszym i najbardziej charakterystycznym zabytkiem Marrakeszu. Meczet położony jest  dokładnie na wprost placu Dżamaa Al-Fana, a dzięki mierzącej 70 m wieży minaretu nie sposób go przegapić. Budowla, dzięki swemu ogromowi i otaczającej ją przestrzeni sprawia niesamowite wrażenie.

Al-Kutubijja, 18mm   f/14  1/40s 
The soul of Marrakesh, 18mm   f/14  1/60s 






















Po pierwszych zachwytach postanawiamy zajrzeć do środka. Zabieramy się za szukanie jakiegoś wejścia. W końcu udaje nam się znaleźć jedyną bramę do meczetu. Niestety jest zamknięta. Niemuzułmanie nie mają niestety wstępu do środka, i jak mówią nam  kręcący się w okolicy Marokańczycy, sam meczetu otwierany jest dla wiernych tylko na specjalne okazje. No cóż. Jesteśmy lekko zawiedzeni, i nie pozostaje nam nic innego jak podziwianie go od zewnątrz.  Zauroczeni niesamowitą architekturą przez ponad godzinę kręcimy się więc wokół meczetu.



Gate to Heaven, 24mm   f/11  1/40s 
The house of white dove, 32mm   f/12  1/125s 






















Tuż obok minaretu stoi niewielka, śnieżnobiała kwadratowa kubba (grobowiec) Fathimy Zahry, która wg legendy była tak niewinna, iż każdej nocy zmieniała się w białą gołębicę. Niestety nie udało nam się usłyszeć jej śpiewu w okolicach meczetu.

Czas biegnie szybko i słońce juz dawno osiąga zenit, niemniej urozmaicone otoczenie meczetu to raj dla fotografa, więc poszukiwanie najlepszych kadrów pochłania mnie bez reszty, aż wreszcie znudzona ekipa jak zwykle reaguje marudzeniem. Ciężki jest los fotografa ;)

Al-Kutubijja z ogrodów Lalla Hasna, 27mm   f/14  1/40s
Zmęczeni południowym żarem postanawiamy schronić się w cieniu niedalekiego gaju palmowego. Wędrując poprzez ogrody Lalla Hasna trafiamy na dziwnie wyglądającego gościa. Okazuje się że to sprzedawca wody w tradycyjnym stroju. Zgodnie z przeznaczeniem ratuje spragnionych kubkiem zimnej wody ze skórzanego bukłaka. Coś jak ruchoma wersja saturatora. Wspólny kubek i woda z niewiadomego źródła...dla turystów istny "sprzedawca sraczki". W Marrakeszu są to już jednak tylko i wyłącznie pozoranci stanowiący atrakcję dla turystów. Wody nie uświadczycie. Niemniej podróżując później przez Maroko widujemy takich cudaków, którzy rzeczywiście sprzedawali wodę na ulicach. Najwięcej było ich w Meknes.
Wracając jednak do bohatera zdjęcia.
Pan od razu wietrzy interes, więc słyszymy tradycyjnie już:
- łan foto for euro. Speszal prajs for ju maj frend !!
Fitneska stanowczo oznajmia, że nie będziemy płacić za takie wątpliwe atrakcje, ale nie mogę się jakoś powstrzymać przed cyknięciem choć jednej foty. I tak drobniaki lądują w jego kieszeni.

Le Vendeur d'eau, 25mm   f/14  1/40s 
Lalla Hasna spędzamy przyjemne pół godziny delektując się cieniem. Co ciekawe pomimo, że w ogrodzie pełno jest fontann, w żadnej nie ma wody. Szkoda, bo odrobina zimnej wody przydałaby się dla ochłody. Najwyraźniej woda jest tu jednak zbyt cenna na takie zbytki.

Pod murami Medyny
Pomimo gorąca postanawiamy się jednak w końcu ruszyć. Powoli opuszczamy okolice meczetu i przez bramę Bab Djedid wychodzimy z medyny by zobaczyć stare mury miasta. Żółto-czerwone, gliniane mury wysokie na 9 m i grube na 2 m robią na mnie niesamowite wrażenie. Ich przytłaczająca wielkość doskonale świadczy o potędze i znaczeniu Marrakeszu w historii świata islamu.
Wzdłuż murów wędrujemy na północ, do kolejnej bramy, przez którą wracamy do medyny. Przekraczając mury wchodzimy wprost na ultranowoczesny cyberpark Moulay Abdessalam. Cały park jest chyba obiektem pokazowym Marokańskiego odpowiednika Tepsy. Mieści się w nim muzeum telekomunikacji i objęty jest zasięgiem darmowej sieci Wi-fi. Dzięki temu park przyciąga całe rzesze młodych Marokańczyków, którzy na skateboardach śmigają po parku, albo przesiadują na ławkach surfując po necie. Całkiem niezły kontrast w stosunku do reszty liczącej kilkaset lat Medyny.

Nie zatrzymujemy się jednak na dłużej, i wzdłuż Rue Sidi el Yamani kierujemy się w sam środek starego miasta....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz